Następnego dnia patrzę przez okno, wychodzi dużo ludzi ze stoczni, są ubrani w cywilne ciuchy. Przychodzimy na bramę, a tam stoi chyba ze 20 stoczniowców ze Stoczni Remontowej „Gryfia”. Krzyczą: „Skurwysyny, sprzedaliście nas, zapierdolimy was”. A my mówimy, że nie sprzedaliśmy ich, tylko niczego nie załatwiliśmy.
Nad stocznią latał helikopter i zrzucał ulotki. Przez głośniki podawali: „Każdy, kto złapie taką ulotkę, jest wolny i może iść do domu. Partia gwarantuje mu swobodne, bezpieczne przejście i nie będzie wyciągać żadnych konsekwencji”. Niektórzy stoczniowcy łapali te ulotki.
Przychodzili do nas z wydziałów i meldowali, że zostało tylko parę osób, że wszyscy już opuścili stocznię. Więc mówię, że trzeba powiedzieć, iż przerywamy strajk na okres świąt. Inaczej nie można tego załatwić, nie ma co robić z siebie bohaterów. Podali mi mikrofon i ogłosiłem: „Stoczniowcy, przerywamy strajk na okres świąt”. No i przerwaliśmy.
Szczecin, 22 grudnia
Józef Piłasiewicz, Stanisław Wądołowski, Waldemar Brygman, Edmund Bałuka, Szczecin 1970/1971. Przełom roku, relacje zebrała i opracowała Ewa Kondratowicz, „Karta”, nr 65, 2011.
Po świętach przychodzimy do pracy, ale praca się nie klei. Na wydziałach odbywają się masówki. 19 stycznia odbył się wiec w rurowni. Nowy I sekretarz KW Eugeniusz Ołubek wydał rozporządzenie zakładowemu sekretarzowi partii, żeby ustawić trybunę z hasłem popierającym władzę. Przyjechała telewizja, zrobili zdjęcia, spreparowali.
Widzimy w gazecie zdjęcie z hasłem: „Czynem produkcyjnym popieramy nowe kierownictwo partii i rządu”. Czytamy, że w rurowni, która daje pracę dla innych wydziałów, podjęli zobowiązanie, że będą pracować w niedzielę... Chwytam tę gazetę i zrywam się, zamiast pójść na „Wulkan”, zasuwam na „Arsenał”, gdzie mieści się rurownia. Tam pełno ludzi z różnych wydziałów. Jeden krzyczy: „To ty byłeś, skurwysynu, wczoraj w telewizji”. A ten: „Nie, ja nie byłem, byłem w domu na chorobowym”. „Ja cię widziałem, byłeś.” Na to Bogdan Gołaszewski: „Prasę, telewizję, radio — spalić! Dość tej propagandy!”. I oczywiście ruszyli wszyscy pod bramę główną, ja z przodu. Ale brama była zamknięta...
Przy bramie był kiosk. Wszedłem na niego, dali mi tubę, żeby było głośniej i wtedy powiedziałem: „Co, chcecie iść spalić prasę, telewizję? Za czyje pieniądze to będzie odbudowane? Proponuję ogłosić strajk okupacyjny”. Wszyscy zaczęli mi bić brawo.
Poszedłem na świetlicę główną, usiadłem tam i myślę sobie: „Kurwa mać, niech teraz przyjedzie bezpieka, już oni mi dadzą strajk okupacyjny, będę oglądał to wszystko z celi”. Ludzie pomału zaczęli się schodzić, wtedy pomyślałem: „No, teraz już coś będzie się działo”. Złożyłem propozycję: „Słuchajcie, to nie przelewki, trójki proszę podnieść do piątek wydziałowych. I każdy przewodniczący wydziału będzie w Komitecie Strajkowym”. Pomyślałem, że jak mają mnie zamknąć, to tych 38 ludzi zamkną razem ze mną. „Ale żadnych partyjnych ma nie być, sami bezpartyjni.” No i tak zmontowaliśmy ten Komitet Strajkowy. Tłumaczyłem, dlaczego partyjni nie mogą być — pierwszy strajk zorganizowała partia.
Przychodzą do mnie i mówią:
— Mamy tu jednego człowieka, który pracował jako spawacz, ale on ukończył zaocznie studia, Lucjan Adamczuk, fajny gość, pracowaliśmy razem, może jego będziesz chciał, będzie mógł coś napisać.
— Powiedziałem, że żadnych partyjnych ma nie być.
Adamczuk przychodzi, patrzę na niego, chłop normalny — on w czasie strajków był takim stoczniowym socjologiem. Mówię:
— Ale ty jesteś partyjny.
— No, jestem, chcę coś w tej partii zrobić, ale ciężko jest.
— Lucek, a gdybym ja do partii wstąpił i ją tak od środka rozpierdolił?
— Nie, nie, Edmund, nie łam sobie życiorysu, nic nie załatwisz, a życiorys sobie zababrzesz. Nie byłeś w żadnej organizacji, bądź sobą.
W końcu wyraziłem zgodę, aby był doradcą Komitetu Strajkowego.
Adamczuk napisał list do Gierka. List ten został przesłany przez milicyjne teleksy.
Podczas strajku dzwonią księża, chcą dopomóc, a ja mówię: „Nie potrzebujemy nikogo, sami damy sobie radę”. Były listy od jakichś inteligentów, ale powiedziałem, że inteligenci też są nam niepotrzebni. Zerwałem z Kościołem, z inteligencją i z partią. Czekaliśmy, aż przyjedzie Gierek.
Szczecin, 19–23 stycznia
Józef Piłasiewicz, Stanisław Wądołowski, Waldemar Brygman, Edmund Bałuka, Szczecin 1970/1971. Przełom roku, relacje zebrała i opracowała Ewa Kondratowicz, „Karta”, nr 65, 2011.
24 stycznia jest telefon z dyrekcji, że przyjechał wicepremier Franciszek Szlachcic, jest tutaj i chce ze mną rozmawiać. „Proszę bardzo.” Specjalna brygada poszła na bramę i go przyprowadzili. Szlachcic mówi, że Edward Gierek jest w Szczecinie. Ja na to:
— Dlaczego nie zadzwoniliście wcześniej?
— Towarzysz Gierek sam wyjaśni, dlaczego nie można ogłaszać.
— Teraz, to my nie jesteśmy przygotowani, jeszcze postulatów nie mamy, nie? On musi poczekać — mówię.
Pytam się: „Panowie, kiedy będą postulaty?”. Odpowiadają, że trzy–cztery godziny to musi potrwać. To ja do Szlachcica:
— Musi Edward Gierek poczekać trzy–cztery godziny.
— To Gierek będzie czekał cztery godziny?
— To nie nasza wina — mówię.
— To niemożliwe, Edward Gierek musi być zaraz w stoczni.
— Nie możemy inaczej zrobić.
Naraz wpada jedna babka i woła: „Panowie, Gierek jest na świetlicy głównej”. Lecimy. A tu się pcha masę różnych ludzi. Mówię do Adama Ulfika: „Zatrzymaj wszystkich, mają tylko przyjść z Komitetu Strajkowego i ci, co przyjechali z Gierkiem”. Ale i tak napchało się dużo ludzi, nie mogli ich wygonić. Widzę dyrektora naczelnego Cenkiera. Dyrektor mówi: „Panie Bałuka, pierwszy sekretarz partii Edward Gierek”, ja wyciągam rękę i przedstawiam się, jąkając, chociaż nigdy się nie jąkałem: „BBBBBałuka”. To z przejęcia i z zaskoczenia, bo ja tam się go nie bałem.
Wcześniej Gierek pojawił się nagle przed bramą stoczni. Ci, którzy jej pilnowali, wiedzieli z radiowęzła, że ma przyjechać Edward Gierek. I naraz z taksówek wysiadają ludzie... Gierek podszedł pod bramę i mówi: „Jestem I sekretarz partii Edward Gierek, czy mnie wpuścicie?”. Potem szedł taką dróżką i wołał: „Chodźcie ze mną”. No i ci przy bramie idą, no bo jak — być w stoczni i nie widzieć I sekretarza?
Spotkanie trwało dziewięć godzin. Edward Gierek zgodził się na większość postulatów, ale na ten dotyczący cen — nie.
Szczecin, 24 stycznia
Józef Piłasiewicz, Stanisław Wądołowski, Waldemar Brygman, Edmund Bałuka, Szczecin 1970/1971. Przełom roku, relacje zebrała i opracowała Ewa Kondratowicz, „Karta”, nr 65, 2011.
Wizyta Miłosza w Polsce, pierwsza od trzydziestu lat. To czas powrotów – przyjechał Herbert i działacz związkowy Bałuka, który został na Zachodzie po strajkach w 1970 roku. Czas powrotów, czas książek – dzieła Miłosza i Herberta są legalne, książka Bałuki zakazana i wszystkim znana. Miłosz zaprzecza, jakoby miał kiedykolwiek sprzeciwić się publikacji swoich wierszy w Polsce: „Mogą się wytłumaczyć same, bez pomocy moich esejów. Nigdy nie stosowałem polityki wszystko albo nic”.
Kraków, 8 czerwca
Adrien Le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.